Reklama
Gazetka promocyjna Rossmann - ważna 01.12 do 31.12.2022
Reklama
Reklama
Dla wielu osób to nie takie proste. Czy uśmiech to nie jest przypadkiem opcja tylko dla odważnych? Co, jeśli ktoś się wstydzi? Nie wie, jak zacząć. Ten wstyd jest raczej brakiem praktyki, nieoswojeniem. Praktyka czyni mistrza. Trzeba zwyczajnie zacząć, po prostu „zrobić banana”. Zacznijmy od uśmiechania się do siebie przed lustrem. A potem, co nam szkodzi spróbować na ulicy? Jak się wprawimy, to właśnie chodzenie z uśmiechem na twarzy będzie naszym naturalnym zachowaniem. Wstyd to często strach przed negatywną oceną, łączy się z lękiem, że może stać się coś złego. Jeśli jednak zdamy sobie sprawę, że właściwie nikt nie może się obrazić, wyszydzić nas, czy źle potraktować z powodu bycia uprzejmym, to ten lęk mija. Niemiła reakcja może nas spotkać jedynie od osoby, która zawsze jest niemiła. Ale to znaczy, że nasza postawa, jakakolwiek by była, i tak nie ma wpływu na jej zachowanie. To bywa oczywiście przykre i takie osoby mogą pojawiać się w naszym otoczeniu. To może być na przykład ktoś w pracy. Jeśli mi na tej pracy zależy, to muszę się z moimi uczuciami otorbić. Nie dlatego, że ze mną jest coś nie tak, tylko dlatego, że ta osoba jest toksyczna. Czyli mimo lęku nie trzymamy uśmiechu tylko na specjalne okazje i tylko dla wybranych osób. Próbujemy go używać. Do tego postulatu pasuje hasło, które widziałam na Instagramie „Kindness is the New Black” – życzliwość to nowa czerń. Uśmiech jest narzędziem, które pomaga nam w kontakcie z innymi ludźmi, i sami, dzięki niemu możemy się poczuć lepiej. Wciąż jednak mamy prawo do smutku, złości, czasem także wstydu. Nie zakłamujmy rzeczywistości. Godzenie życzliwości wobec świata z szacunkiem i otwartością na swoje trudne emocje nie zawsze jest łatwą sprawą. Pomaga rozróżnianie, komu co chcemy przekazać. Ludziom nam bliskim, którym ufamy, pokazujemy się w całości, bo to nam bardzo pomaga. Ale gdy kontakty są na przykład czysto zawodowe, nie zwierzamy się. Współpraca, relacje z klientami to nie jest przestrzeń, w której zajmujemy się naszym dobrostanem intymnym. Tu skupiamy się na swoich zadaniach, na tym, co mamy do zrobienia. Ale w każdej sferze życia można znaleźć powody do uśmiechu. Warto być optymistką, dostrzegać pozytywy. Kończyć dzień, wymieniając w myślach lub zapisując na papierze trzy dobre rzeczy, które nas dziś spotkały? To popularne ćwiczenie z psychologii pozytywnej, czyli nauki o dobrym samopoczuciu i szczęściu. Mnie pomaga doceniać to, co mam. Szczęście to drobne chwile. Super. Ja lubię modlitwę: „Boże użycz mi pogody ducha, abym zgodziła się z tym, czego zmienić nie mogę. Użycz mi odwagi, abym zmieniała to, co zmienić mogę. I użycz mi mądrości, abym umiała odróżnić pierwsze od drugiego”. I jesteśmy w domu. Jeśli zabieram się do rzeczy, na które nie mam wpływu, to czuję frustrację. Jeśli się nie zabieram do tych, na które mam wpływ, też mi nie wyjdą, bo nie dałam sobie szansy. A potem mamy pretensje do losu. Takie pretensje są niepotrzebne, tylko nas nikt od dziecka nie uczy, na co warto w życiu narzekać, a na co nie warto. Warto dołożyć starań tam, gdzie mogę. Cieszyć się z małych rzeczy. One niby są małe, ale są w istocie naszym życiem. Z tym lepiej radzą sobie kobiety. Nie wstydzą się, że to, co dla nich ważne, to, o co dbają, często jest nieduże. Na przykład regularne rozmowy z przyjaciółką? Mieć przyjaciółkę czy przyjaciółki to skarb. Kobiety potrafią się otworzyć, zwierzyć, zapłakać. Wśród mężczyzn to rzadkość. Mają kumpli, ale te rozmowy nie są takie szczere. Za to kobiety rzadziej myślą o sobie, przede wszystkim dbają o wszystkich w rodzinie. Często kosztem siebie. A praktykę życzliwości trzeba zacząć od siebie. 8 006-009_Wywiad z Kasia Miller.indd 8 07/10/2022 14:47